Nie stresuj się, będzie pięknie [MOJA HISTORIA]

Michał wiedział, że to będzie wyjątkowy dzień, który się nie powtórzy. I był bardzo przejęty.

– To było dla niego wielkie przeżycie – opowiada Magda, mama Michała. – Widziałam, jak z tygodnia na tydzień podchodził do czekającego go wydarzenia z coraz większą dojrzałością. Wiedział też, że specjalnie na ten dzień przyjadą jego bliscy, których uwielbia, a którzy mieszkają bardzo daleko i rzadko ich widuje. I to była dla niego wielka radość.

Sakrament Pierwszej Komunii Świętej Michał przyjął 21 maja w szczecińskiej katedrze. Razem z nim do komunii przystąpiły dzieci z jego klasy, a także z innych klas, znał je wszystkie ze szkoły i świetlicy. Michał nie był jedynym niepełnosprawnym dzieckiem w tej grupie, ale jedynym z zespołem Downa.

Przygotowanie

– Decyzję o przystąpieniu do sakramentu komunii odkładaliśmy przez trzy lata – opowiada Magda. – Pierwszy raz, kiedy koledzy z klasy Michała szli do komunii w swoich parafiach. To była druga klasa, Michał był jeszcze bardzo dziecinny. Wówczas nawet nie pomyśleliśmy o tym, że mógłby przystąpić do komunii.

Rok później, kiedy część dzieci z klasy przygotowywała się do komunii w szczecińskiej katedrze, Magda wciąż się wahała: – Rozmawiałam wówczas z księdzem Bartkiem, który prowadził religię w klasie Michała. Chciałam znać jego zdanie, bo sama nie byłam przekonana, dla mnie wciąż było za wcześnie. Ksiądz podzielił moje wątpliwości, radził, żeby poczekać. Ucieszyłam się, że nikt na nas nie naciska.

W kolejnym roku szkolnym Magda już uważniej słuchała katechetki, która na pierwszym zebraniu rodziców ogłosiła, że jest planowana komunia święta dla dzieci. Entuzjazm opadł, kiedy okazało się, że jednym z warunków przystąpienia do sakramentu jest nauczenie się na pamięć i zaliczenie wymaganych modlitw, podczas gdy dla Michała sukcesem jest opanowanie kilku wersów wiersza na pamięć. Magda wiedziała też, że nie do spełnienia jest kryterium uczestnictwa w nabożeństwach w dni powszednie: – Pomyślałam, że widocznie to wciąż nie dla nas. Zaczęłam nawet rozważać przyjęcie sakramentu podczas indywidualnej uroczystości w zaprzyjaźnionej parafii. Jednak w marcu, dwa miesiące przed planowanym terminem komunii ksiądz Bartek, ten, z którym rok wcześniej się konsultowałam, zainteresował się Michałem. Uznał, że jeśli tylko chcemy, możemy rozpocząć przygotowania, nie jest jeszcze za późno.

Tym razem Magda się nie wahała. Uzyskała niezbędne dokumenty z parafii i Michał dołączył do grupy.

– Uczestniczyliśmy w przygotowaniach i niedzielnych mszach w katedrze przez dwa miesiące. Ostatecznie Michał nie zaliczał modlitw, a dzięki osobowości księdza Bartka i ciepłu, z jakim podchodzi do dzieci, na niedzielne msze nie trzeba było Michała namawiać. Podczas prób przedkomunijnych w kościele siedziałam z tyłu. Michał słuchał księdza, obserwował dzieci  i wiedziałam, że sobie poradzi. Jedynie, kiedy dzieci ćwiczyły śpiew, nagrywałam pieśni na dyktafon, a potem śpiewaliśmy je sobie w samochodzie, najczęściej w drodze do kościoła. Odnosiłam wrażenie, że Michał jest coraz bardziej świadomy tego, co się wydarzy i coraz bardziej wyczekiwał tego momentu.

Grzechy

Do spowiedzi przystąpił przygotowany: – Dużo rozmawialiśmy na temat grzechu, czym jest i dlaczego trzeba grzechy wyznać. To nie były jakieś szczególnie moralizujące pogadanki, ale takie rozmowy przy okazji, np. jak Michał mówił, że koledzy w szkole się pobili i jeden płakał, albo kiedy on sam coś zmalował. Generalnie wiedział, że to, co złe i krzywdzące wobec innych to grzech. Bardziej kłopotliwe było wytłumaczenie, dlaczego ma wypowiedzieć te grzechy podczas spowiedzi. Bo przecież nikt z nas nie chce się chwalić tym, co zrobił źle.

Michał spowiadał się nie w konfesjonale, ale przy klęczniku. Miał więc kontakt wzrokowy z księdzem, co znacznie ułatwiło komunikację.

– Podchodząc do księdza uśmiechał się, a w miarę upływu czasu spowiedzi, jego twarz się zmieniała, poważniała, było widać przejęcie, czasami zakłopotanie – Magda uważnie obserwowała syna. – Na koniec odszedł gdzieś z księdzem na chwilę. Jak wrócili, znowu się uśmiechał. Okazało się, że ksiądz wziął go do jednej z kapliczek katedry, żeby odmówić pokutę. Po powrocie do ławki, babcia zapytała go o zadaną pokutę. Ku naszemu zdziwieniu pamiętał modlitwę, odmówił ją z babcią. Po raz kolejny nas zaskoczył.

Jednak o grzechy, jakie wyznał podczas spowiedzi, nie pytała.

Magda podkreśla wyjątkowe wyczucie księdza, dzięki któremu przygotowania do komunii i sama uroczystość były radosnym przeżyciem: – Zarówno Michał, jak i inne niepełnosprawne dzieci, były traktowane na równi z dziećmi pełnosprawnymi. Ksiądz nawet słowem nie wspomniał, że do komunii przystąpią też dzieci niepełnosprawne. Może dlatego, że księża z katedry sprawują opiekę duchową nad uczniami szkoły SP 63, do której chodzi Michał, a jest to szkoła integracyjna i rodzice są świadomi jej charakteru. W czasie mszy udzielały się dzieci, które miały na to ochotę, te które się zgłosiły. Michał tego nie zrobił – nie jest typem aktywisty, który się do wszystkiego zgłasza. I nikt nie zmuszał, ani nie namawiał niepełnosprawnych dzieci np. do niesienia darów, tylko po to, żeby pokazać integrację. Bardzo to doceniam.

To już nie to maleństwo

– Dla mnie ta uroczystość to przełomowy moment, jeden z tych kamieni milowych macierzyństwa, kiedy zdajesz sobie sprawę, że twój syn to już nie to maleństwo, które niosłaś do chrztu. Ten sakrament to pierwszy mniej lub bardziej świadomy, ale samodzielny krok mojego dziecka w wierze, w której jest wychowywane. Dla mnie to bardzo intymne przeżycie. Michał za to podchodził do tego, co się działo z wielką ufnością i radością. Przed samą mszą komunijną, widząc moje zdenerwowanie i wzruszenie powiedział: „nie stresuj się, będzie pięknie”. I było.

Fot. Tomasz Seidler