Katar [Autyzm i my]

Nikomu nie pozwala zaglądać do buzi, a przy każdym bardziej inwazyjnym badaniu zachowuje się, jakby walczył o życie. Do pobrania krwi potrzeba kilku silnych osób… Unikamy takich sytuacji jak tylko się da.

Sylwester ma katar. Nadchodzące problemy czułam już od kilku dni. Bolące gardło starszej córki je zapowiadało. Były więc tylko kwestią czasu. Niby nie ma o co się martwić. Niby to tylko katar. Ale dla nas każdy katar to ryzyko kolejnej narkozy (a było ich już pięć!), to nieprzyjemne wspomnienie odrastającego migdałka prowadzącego do bezdechów nocnych, to także ryzyko powrotu grzybicy pokarmowej spowodowanej wielomiesięczną antybiotykoterapią.

Banalne przeziębienie córki oznacza więc lęk i koncentrację. Czy dziś już umawiać wizytę do lekarza, czy jeszcze poczekać? Najpierw Sylwester zaczyna się mocno ślinić – to objaw zatkanego noska. Taki stan trwa jakieś dwa dni. Ma superkondycję, więc nie powinnam jeszcze martwić, ale jego przesunięty próg bólu nauczył nas czujności. Kolejnego dnia synek zaczyna odmawiać jedzenia. Boli go gardło. Wiem to z doświadczenia, bo na zajrzenie do gardła nie ma szans. Na oglądanie buziaka Sylwester nie pozwala nikomu, a przy każdym bardziej inwazyjnym badaniu zachowuje się jakby walczył o życie. Do pobierania krwi potrzeba kilku silnych osób i pary sprawnych rąk, które błyskawicznie wykonają to, co konieczne. Unikamy takich sytuacji, jak tylko się da, bo wiemy, że w tym wieku, w jakim jest Sylwester dużo już w pamięci dziecka zostaje (dzięki Bogu większość badań diagnostycznych udało nam się zrobić, gdy był tak maleńki, że mało które dziecko sięga tam pamięcią…). Dlatego, gdy synek zachowuje się podejrzanie, natychmiast wdrażam wszystkie znane mi naturalne metody wzmacniania jego odporności, przekopuję apteczkę, przeglądam notatki z pomysłami, o których w obliczu lekkiej paniki mogę zapomnieć. U lekarza lądujemy, kiedy natura już nie wystarcza, np. z niepokojącym duszącym kaszlem, gdyż u astmatyków szybko się on rozwija, albo z gorączką, której doświadczyliśmy na szczęście zaledwie kilka razy w życiu. Na resztę objawów mamy swoje sprawdzone sposoby. Niestety nawet mały katar oznacza rezygnację z wychodzenia na dwór, bo synek nie potrafi wydmuchać noska i toleruje współpracę jedynie z podłączanymi do odkurzacza rurkami. Do tego dochodzą cztery inhalacje dziennie między posiłkami. Po tygodniu zapominam więc, jak wygląda życie poza domem, tęsknię do ciepłych promieni słońca oraz miejskiego zgiełku nakręcającego mnie do działania. Widzę też, jak codziennych spacerów brakuje synkowi, jak staje się coraz bardziej rozdrażniony przebywając w jednym miejscu tyle czasu.

Autystycy, pomimo wielu lęków, bardzo potrzebują społeczeństwa, potrzebują być wśród rówieśników, podejmować satysfakcjonujące próby nauczenia się czegoś nowego. Miewają w tym zakresie trudniejsze początki, a satysfakcja jest z reguły odroczona w czasie, ale siedzenie w ciągle tych samych czterech ścianach pogłębia ich problemy.

Autor: Magdalena Głuch, mama Sylwestra ze spectrum autyzmu