Gdy synek był malutki, jego zachowanie nie dziwiło nikogo. Im starszy, tym bardziej niektóre jego reakcje „odstają od normy”. Jego niepełnosprawność nie jest widoczna gołym okiem.
Sylwester uwielbia chodzić na plac zabaw. Spotykając inne dzieci zwykle nie zawraca sobie nimi głowy i bawi się w najlepsze w sposób, który najbardziej mu odpowiada. Dużo się śmieje, lubi, gdy ktoś go naśladuje, wynajduje nowe zastosowania różnych przedmiotów. Zawsze zalicza zjazd na pupie po pochylni z półokrągłych belek, akcentując go dźwięczną, długą i skaczącą w gardle samogłoską „e”. Zdarza się oczywiście, że dochodzi do konfliktu interesów dzieci znajdujących się w otoczeniu synka. Ot, za wysoko rzuci piaskiem lub zainteresuje się czyjąś ulubioną zabawką, albo w zdecydowany sposób nie uszanuje długiej kolejki do huśtawki. W takich sytuacjach reaguję natychmiast, gdyż synek pozostawiony losowi potrafi nagle przejść ze stanu czystej radości z zabawy do gigantycznej i trudnej do opanowania histerii. Coraz częściej w takich momentach spotykam się ze zdziwieniem w oczach innych rodziców. Gdy synek był malutki, jego zachowanie nie dziwiło zwykle nikogo. Jednak im starszy, tym bardziej niektóre jego reakcje „odstają od normy”. Jego niepełnosprawność nie jest widoczna gołym okiem. Bywa, że to, co nas, rodziców cieszy jako objaw kolejnego drobnego kroku w rozwoju, dla innych jest niezrozumiałe. Bo jak nie patrzeć krzywo na rodziców popiskujących radośnie, gdy ich prawie już czterolatek sprawnie wspina się po drabinkach, albo przechodzi przez tunel, czego bardzo długo się bał… Zdaję sobie sprawę, widzę to w tych obcych nam oczach, że wyglądam na nadopiekuńczą mamusię, gdy na karuzeli sadzam sobie tak duże dziecko na kolanach i kręcę się powolutku razem z nim. Kto wie, że my właśnie próbujemy opanować lęk związany z nagłą zmianą pozycji w przestrzeni? Powoli, razem, ze świadomym wspierającym mocnym przytulaniem. Tę samą drogę pokonaliśmy zmagając się z lękiem przed chodzeniem po uciekającym spod stópek piasku i przed huśtawką. Wybieraliśmy place zabaw z bujającymi się platformami i siadaliśmy na nich razem. Codziennie, uparcie i zawsze razem. Aż do pierwszego uśmiechu, do pierwszej radości. Teraz nie umiemy żyć bez huśtawek.
Autor: Magdalena Głuch, mama Sylwestra ze spectrum autyzmu