Przy choince [Autyzm i my]

Co za przeżycie! Nasz syn sam przyszedł pomóc w kuchni, wziąć w czymś wspólnie udział. Aż wierzyć mi się nie chce. Świąteczne cuda!

Święta Bożego Narodzenia nie pachną u nas lasem. Nietrudno to zrozumieć zważywszy na fakt, że mamy w domu małego testera wszelkich dziwnych smaków, konsystencji, faktur, temperatur i twardości. Testera liżącego szybę, krawędź stołu, łapiącego językiem krople wody spadającej pod prysznicem, sprawdzającego buzią twardość skorupki orzechów czy miękkość pędzelka do malowania… Czym innym są więc dla niego leżące pod drzewkiem igiełki, jak nie proszącymi się o sprawdzenie i posmakowanie maleńkimi ciekawostkami? Dość mamy wizyt w szpitalach, dlatego postanowiliśmy odpuścić. Sztuczna choinka musi wystarczyć. Zdrowie dzieci to zdecydowany przodownik wśród naszych priorytetów. Szczególnie w czasie świątecznych przygotowań, gdy nietrudno nie tylko o drobną nieuwagę, ale i o wielką katastrofę.

Święta to dla mnie wielka niewiadoma. Zastanawiałam się, jak będzie w tym roku? Przerobiliśmy już z młodym zarówno strach przed choinką, jak i fascynację, w szczególności migoczącymi światełkami prześwitującymi przez małe dotykające je paluszki. Ale w tym roku nie robiła na nim żadnego wrażenia. Ot, przyszła, jest, znowu trochę postoi, poświeci…

Przed Wigilią Sylwuś stał się niespokojny. Czuł, że wszyscy staraliśmy się z czymś zdążyć, trafić ze smakiem, o niczym nie zapomnieć. Uciekał w swoje stymulacje, odcinał się od nas. Najwyraźniej nie chciał w tym brać udziału, jeszcze nie w tym roku, jeszcze musi poczekać, poprzyglądać się, przeanalizować, oswoić niebezpieczną niewiadomą.

Skusiły go jednak pierniczki przyszedł, kiedy je z córką przygotowywałyśmy. Przyglądał się długo, a nawet pozwolił mi pomóc sobie trochę powałkować ciasto i powycinać kilka różnych kształtów. Staliśmy tak w kuchni w trójkę, ręka w rękę obracaliśmy wałek, wybieraliśmy kształty foremek, a duma kipiała mi uszami. Co za przeżycie! Nasz syn przyszedł pomóc w kuchni, wziąć w czymś wspólnie udział, w czymś, co było trudne do przełamania, dotknięcia, obsłużenia – te kuchenne dziwne sprzęty… Aż wierzyć mi się nie chciało, ale tak było! To nie sen, bo bolało, gdy przypadkiem oberwałam wałkiem. Później też pomagał najbardziej jak umiał, wcinając już gotowe pierniczki, bo przecież wysypywały się z miski!

W Wigilię, gdy na stole zaczęły pojawiać się talerze, a obok nich świąteczne potrawy, Sylwester uczynił się sam gościem honorowym i usiadł do stołu jako pierwszy. To jego ulubiona część dnia – posiłek. Chociaż nie zawsze tak było i wymagało od nas przejścia długiej, skomplikowanej drogi, w trakcie której wielokrotnie powtarzałam, że nie dam rady i płakałam próbując wykrzesać z siebie resztki cierpliwości. Na szczęście to już za nami dziś jedzenie jest dla niego przyjemnością. Kiedy nalewając barszcz poczułam jak ciągnie mnie za bluzkę, znajduje moją rękę, prowadzi do stołu i daje znać, że chce jeść – pomyślałam, jak bardzo warto było tę drogę pokonać. W Sylwestrowej buzi znikały uszka, zarówno te jego, jak i z cudzych miseczek, kapusta, śledzie, ciasta… Nie da się ukryć, że próbował wszystkiego, a na pewno zdecydowanie więcej niż siedząca obok siostra.

Jeśli chodzi o prezenty, czyli kolorowe torebki, prostokąty i inne dziwne kształty pod choinką, nie ciekawiły go zbytnio. Gdy zbliżały się w czyichś rękach w jego kierunku, za wszelką cenę starał się uniknąć spotkania z nimi. Z daleka starałam się pokazać mu jak fajne jest darcie świątecznego papieru. W końcu robiliśmy coś podobnego wiele razy, ale tego dnia nadmiar bodźców okazał się nie do wytrzymania. Sylwester uciekł na poddasze. Wrócił namówiony przez tatusia, kiedy nowe, starannie wybrane, atrakcyjne dla niego zabawki już rozpakowane i ułożone w stos, czekały niczym skarby na odkrycie. Resztę wieczoru spędził właśnie wśród nich na dywanie, delektując się pysznościami ze świątecznego stołu.

Patrząc na tę umorusaną ciastem buzię chichrającą się w głos na dywanie przy zapalonej choince ostatecznie nabrałam pewności: Wigilijny wieczór również dla Sylwka był w tym roku przyjemny…

Autor: Magdalena Głuch, mama Sylwestra ze spectrum autyzmu