Garaż [Autyzm i my]

Zastanawiam się, co takiego wyjątkowego jest w tych białych drzwiach, że bezbłędnie trafia do nich sam od kilku dni…

Uwielbiam kiedy nasz mały krasnolud ni stąd ni zowąd zaskakuje mnie swoją spostrzegawczością. Owszem, miewam chwile zwątpienia i zniechęcenia, kiedy ćwicząc z nim jakąś umiejętność po raz enty, ciągle odnoszę wrażenie, że gubi gdzieś zrozumienie zadania, wykonując tylko wyuczone ruchy na znanych mu przykładach. Wciąż szukam skutecznych sposobów na zweryfikowanie jego zdobywanych umiejętności, co czasami wymaga nie lada wysiłku i pomysłowości. Bo jak dowiedzieć się tego, czego akurat chcemy od dziecka, które nie mówi, po którym czasem wyraźnie widać, że słucha uważnie, że rozumie, a czasem znów ciężko wywnioskować czy kieruje nim rzeczywisty brak zrozumienia sytuacji, zmęczenie czy też chwilowe zafascynowanie jakimś punktem na ścianie, albo promykiem słońca przebijającym się przez chmury?

Dlatego niezmiennie zadziwia mnie, w jaki sposób udaje mu się bezbłędnie rozpoznawać nasze auto stojące na samym końcu parkingu wśród wielu innych równie srebrnych aut. A od kiedy staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami garażu, nie mogę wręcz wyjść z podziwu…

Pierwszy kontakt Sylwestra z podziemiem budynku do udanych nie należał. Panikę wywoływała brama, która według niego otwiera się sama i na dodatek z wielkim hałasem, światła, które zapalają się i gasną, gdy idziemy korytarzem i do tego wszędzie wokół wielkie białe podnoszone drzwi… Moja mozolna i, co tu kryć, długa nauka parkowania autem w garażowcu była dla niego nie do zniesienia, co głośno artykułował. Na dodatek okazało się, że musi tam chodzić codziennie i przeciskać się między ścianą, a nieumiejętnie zaparkowanym samochodem! Ale od kiedy postanowiłam mianować go „głównym otwieraczem bramy do podziemnego korytarza” z dnia na dzień coraz chętniej tam zaglądał. Doszło do tego, że nie czekając na mnie zapuszcza żurawia w stronę bramy, tylko po to, by pełnym szczęścia spojrzeniem obwieścić mi: „mama, zamknięte, daj pilota”. Już po chwili skacze z radości przyglądając się, jak działa magia czerwonego guziczka. Ostatnio tak zapomniał się w tej euforii, że wbiegł sam w głąb garażowca – bez mojej wiecznie pilnującej ręki. Widziałam jednak, że korytarz jest pusty i Sylwestrowi nic nie zagraża, więc człapałam za nim leniwie, nie spuszczając go jednak z oka, aby przywołać go, kiedy tylko dotrę do drzwi naszego garażu. Jak wielkie było moje zdumienie, kiedy okazało się, że to on czekał na mnie, stojąc grzecznie przed właściwymi drzwiami – podkreślam: nie jednymi z pierwszych, a wręcz przeciwnie… Zastanawiam się, co takiego wyjątkowego jest w tych drzwiach, że bezbłędnie trafia do nich sam od kilku dni? A może to w nim jest coś wyjątkowego…

Autor: Magdalena Głuch, mama Sylwestra ze spectrum autyzmu