Cokolwiek by powiedziała, nie byłoby dobrze [MOJA HISTORIA]

Każdy sam musi przeżyć tę stratę, bo to jest w pewnym sensie strata.

Od początku czułam, że coś jest nie tak, tylko nie wiedziałam co. Zastanawiałam się czemu tak długo nie dostaję dziecka do sali. Po kilku godzinach od porodu pielęgniarka przywiozła Krystiana do karmienia. Jak tylko wzięłam go na ręce, już wszystko wiedziałam… Chwilę później przyszła lekarka i powiedziała, że musi ze mną porozmawiać. Ja, trzymając Krystiana na ręku mówię do niej: „zespół Downa”. Ona na to: „tak, ale wie pani, to będzie wspaniałe dziecko, taka przytulanka”. A we mnie pojawił się bunt, nie chciałam przytulanki, chciałam mieć silnego chłopaka.

Jednak cokolwiek by powiedziała, nie byłoby dobrze, bo nie ma sposobu… Każdy musi przeżyć tę stratę, tę żałobę, bo to jest w pewnym sensie strata. I szok. Każdy oczekujący dziecka rodzic snuje plany, marzy co będzie robił, jak to będzie za rok, za pięć, dziesięć lat… W momencie, gdy rodzi się dziecko z zespołem Downa okazuje się, że te wszystkie wspaniałe plany legną w gruzach. Dlatego bezcenne jest wsparcie rodziny, od samego początku. Ja je otrzymałam.

Nadesłała: Marzena, mama 15-letniego Krystiana z zespołem Downa